18 stycznia 2009

39.

Jestem popieprzona. Jednym słowem. Dokładnie tak. POPIEPRZONA. I jest ze mną coraz gorzej. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę. Dobrze wiem, że powinnam coś zrobić, by to przerwać, przeciąć, skończyć. Powinnam chyba z kimś porozmawiać. Tylko z kim? Nie ma nikogo. Albo się tego nie dostrzega, albo nie rozumie, albo ma się własne życie i własne problemy. Jestem z tym kompletnie sama, zupełnie sama – tak to czuję, tam w środku. Rozmowa. Powinnam. Potrzebuję tego, ale jednocześnie nie chcę, nie umiem, nie potrafię, nie jestem w stanie, boję się, to wszystko przeraża mnie coraz bardziej. Są rzeczy, o jakich nie należy głośno rozmawiać. W myśl opublikowanej chyba już tu kiedyś mojej złotej zasady: „Niewypowiedziane nie istnieje”. Boję się, że jak zacznę mówić moje duchy wyjdą na światło dzienne i zaczną żyć własnym życiem, a wtedy już nad nimi nie zapanuje i mnie pokonają, przegram walkę o resztki normalności, jaka mi jeszcze pozostała. „My ghosts are gaining on me”. Zatem może lepiej nie będzie tak, jak jest? Może lepiej niczego nie ruszać? Żyć w tej „nie takiej”, ale oswojonej rzeczywistości? Sama nie wiem. Ostatnio wiem coraz mniej. I znowu pieprzę bez sensu. I znowu mam w głowie i na ustach jedno krótkie niecenzuralne słowo na „K”.


"Wake me up inside
call my name and save me from the dark (...)
before I come undone
save me from the nothing I’ve become"
- Evanescence -

Brak komentarzy: