Po deszczu powietrze się oczyściło. Lżej mi na duszy.
27 czerwca 2008
18.
Po deszczu powietrze się oczyściło. Lżej mi na duszy.
24 czerwca 2008
17.
Teraz robię zupełnie inaczej - wmawiam sobie, że TO nie jest mi w ogóle potrzebne do szczęścia, że moje życie będzie lepsze, jeśli w ogóle się nie zmieni i będzie biegło starym rytmem. Nie myślę, nie zastanawiam się, nie planuje. Chociaż tak naprawdę tam w środku doskonale wiem, że bardzo mi na tym zależy. I nadal się boleśnie rozczarowuje.
Dziś życie zabolało kolejny raz...
Nie wiem o co chodzi. Jak do tego podejść? czy jest jeszcze jakiś trzeci sposób?
23 czerwca 2008
16.
Trochę mi tu za smutno, za cicho, za samotnie. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Nie mam z kim porozmawiać. O wypiciu, albo o zapaleniu nawet już nie wspominam. A jest to ten specyficzny okres, ten zły okres, w którym mam wielką ochotę na alkohol i jeszcze większą ochotę na papierosy. Ale może to i dobrze, bo na pewno przyda mi się detoks po całotygodniowym ciągu.
Najgorsze jest to, że nawet własne koty się na mnie obraziły.
Z Ł. City przyjechała ze mną ta piosenka. Czyżby powrót do młodzieńczych lat?
18 czerwca 2008
15.
Spotkałam się w końcu z przyjaciółką, której nie widziałam prawie 9 miesięcy. Wydaje mi się, że gdzieś tam w środku w ogóle się nie zmieniłyśmy, chociaż przez ten czas tak dużo się wydarzyło w moim i jej życiu. Szczególnie w jej. Wyjechała na 5 miesięcy z Polski. Mieszka teraz z chłopakiem, zaręczyli się i we wrześniu biorą ślub. I to wszystko zdarzyło się w zaledwie 9 miesięcy. Widać jedni ludzie normalnie żyją, a inni jedynie wegetują.
Bardzo dobrze mi tu z nimi przez te parę dni. Obawiałam się trochę pierwszego spotkania z M. Okazał się jednak człowiekiem, którego nie można nie polubić. Z zasady mam trudności z nawiązywaniem nowych znajomości, a polubiłam go natychmiast. Z resztą on potrafi wytrzymać z moją O. i chce być z nią przez całe życie, to musi by z niego anioł a nie człowiek, albo chłopak nie wie co czyni.
Całe dnie się opierdalamy, bardzo dużo rozmawiamy, oglądamy filmy, chodzimy po mieście. Oczywiście pijemy i palimy na umór. Jak zawsze w czasie pobytu w Łodzi żyję w świecie odwróconym, w świecie na opak. Jest super. Dopiero jak wrócę do domu będę dochodzić do siebie.
Jak patrzę na zakochanych w sobie ludzi, to mam naprawdę ambiwalentne odczucia. Z jednej strony to jest to naprawdę słodkie i urocze. Zachowują sie jak para nastolatków. Te przytulania, uściski, buziaki, całusy. To ciągłe szukanie chociaż sekundowego kontaktu. Te ukradkowe spojrzenia. Te dwuznaczne stwierdzenia, które rozumieją tylko oni. A z drugiej strony dziwnie się czuję. Nie, nie chodzi mi o zażenowanie, czy skrępowanie. To zupełnie nie to. Co jakiś czas przelatuje mi tylko przez glosę bardzo boląca myśl: czemu to do cholery nie jestem ja?! czemu moje życie nie wygląda w ten sposób?! czemu to ja nie mogę być taka szczęśliwa?! To siedzi we mnie gdzieś głęboko. Boli i wkurwia jak ćmiący ząb. Muszę to w końcu powiedzieć, przyznać się przed samą sobą - jestem po prostu zazdrosna. Zwyczajnie zazdrosna.
Też bym chciała mieć takiego swojego M., który dzwoniłby do mnie kilkanaście razy w ciągu dnia, tylko po to, by ze mną chwilkę porozmawiać, by usłyszeć mój głos, by zakończyć rozmowę stwierdzeniem "kocham cię". I ja na pewno nie krzyczałabym na niego, bo zdenerwowała mnie jakaś pani w banku. No ale to cała moja O.
Bez względu na moje uczucia będę im kibicować. O. zasługuje na to, żeby być szczęśliwa. A wierzę, że M. jej to szczęście da. Na długo. Na bardzo długo. Na zawsze.
Gdzieś tam w środku chyba jeszcze słabiutko wierzę, że ja też kiedyś znajdę swojego M. Przebywanie ze szczęśliwie zakochanymi ludźmi odbuduje we mnie nadzieję.
Nadal trudno mi w to uwierzyć, ale połączyła ich naszaklasa. Ten portal pośród tych wszystkich swoich okropieństw dokonał jednej dobrej rzeczy.
12 czerwca 2008
14.
Truskawki - malutkie kuleczki o urzekającym wprost zapachu i smaku, którym wprost nie potrafię się oprzeć. Są pierwszą zapowiedzią prawdziwego lata. Razem z nimi pojawiają się coraz odważniejsze promienie słońca i coraz wyższe temperatury.
Pierwsze letnie truskawki mają w sobie coś nieuchwytnego, magicznego i cudownego. Na początku kuszą zapachem - słodkim i niesamowicie intensywnym. Ten aromat uruchamia od razu całą lawinę samych pozytywnych skojarzeń: lato, wakacje, beztroska, dzieciństwo. Potem nęcą swoimi barwami: uwodzicielsko seksowna czerwień ukrywa się pod zawadiacką zieloną czapeczką. A na samym końcu pojawia się to, na co tak czekałam przez te długie miesiące: smak - lepki i leniwie rozpływający się na języku.
Niestety co roku przeżywam rozczarowanie… Truskawki nigdy nie okazują się takie dobre jak myślałam. Nigdy rzeczywista truskawka nie dorówna tym smakom, zapachom i kolorom, które istnieją w mojej głowie. W moim umyśle istnieje jakiś nieosiągalny wprost ideał truskawki, który nigdy nie zostanie zmaterializowany. Jednak wiem, że nadal będę go szukać: w tym roku i przez wszystkie następne lata. I to chyba również lubię i na to czekam, te niekończące się poszukiwania. Bo ideał może być tylko jeden…
10 czerwca 2008
13.
No to teraz już wiem, kiedy tu byłam po raz ostatni - równo tydzień temu. Siedem długich i męczących dni wyjętych z życia. Siedem dni spędzonych przy komputerze na pisaniu przez 8-10 godzin dziennie. Chodzenie spać, kiedy na dworze już jest zupełnie jasno. Do snu kołysze cię wtedy śpiew rozbudzonych już ptaków, a nowy dzień nieśmiało przysiada na twojej poduszce. Spanie po trzy godziny na dobę, po to tylko, by wstać i znowu zacząć pisanie. Hektolitry wypitej kawy i niezliczona ilość wypalonych fajek. Zaniedbywanie przyjaciół w potrzebie, którzy chcą się z tobą zobaczyć. Ale udało się! Teraz tylko muszę dojść do siebie i odnaleźć się na nowo w rzeczywistości.
Co do rzeczy innych - wczorajszego meczu nie mam zamiaru a tym bardziej ochoty komentować