23 czerwca 2008

16.

Home, sweet home. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Wróciłam. To był najlepszy wyjazd od dłuższego czasu. Zawsze tak jest, jak mam obawy i nie chce mi się ruszać z domu, to okazuje się, że było zajebiście. No i naprawdę było. Odpoczęłam. Nie chciało mi się wracać.
Trochę mi tu za smutno, za cicho, za samotnie. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Nie mam z kim porozmawiać. O wypiciu, albo o zapaleniu nawet już nie wspominam. A jest to ten specyficzny okres, ten zły okres, w którym mam wielką ochotę na alkohol i jeszcze większą ochotę na papierosy. Ale może to i dobrze, bo na pewno przyda mi się detoks po całotygodniowym ciągu.

Najgorsze jest to, że nawet własne koty się na mnie obraziły.

Z Ł. City przyjechała ze mną ta piosenka. Czyżby powrót do młodzieńczych lat?

Brak komentarzy: