27 lipca 2008

26.

Nie wiem czy to ja odsuwam się od ludzi czy to oni odsuwają się ode mnie i pomału, ale bardzo skutecznie wykluczają mnie ze swojego życia. O ich planach, problemach, radościach, nastrojach dowiaduję się przypadkiem od innych. W takich sytuacjach czuję się bardzo źle, tak jakbym ich zawiodła, bo się nimi nie interesowałam, a może właśnie wtedy mnie najbardziej potrzebowali. Może nie mam w sobie wystarczającej cierpliwości i empatii. Tak, chyba nie ma we mnie tej wewnętrznej siły do podtrzymywania na duchu innych ludzi, do dźwigania tych ich wszystkich trudności, depresji, zwątpień, porażek. Czasami mam wrażenie, że potrafię rozmawiać z takimi ludźmi na takie tematy i mam do nich żal, że odsuwają mnie od swojego życia i swoich problemów. Ale najczęściej jest odwrotnie - pesymizm i smutek innych oblepiają mnie jak przesłodzona cukrowa wata i robi mi się źle, niedobrze, strasznie.
Na pewno nie jestem w takich kontaktach jak Ania z Zielonego Wzgórza czy Pollyanna - moja szklanka od wielu już lat jest w połowie pusta i taka już chyba na zawsze pozostanie.
Taka sytuacja ma jednak również i drugą stronę, tę ciemniejszą. Ja też czasami mam gorsze dni, kiedy muszę popłakać i się komuś wyżalić. Nie mam jednak kiedy, nie mam z kim. Nie potrafię? nie mam ochoty? nie umiem? Sama nie wiem. W takich momentach w samotności przytulam do siebie ciepłe i miękkie kocie futerko, całe mokre od łez.

Brak komentarzy: