13 sierpnia 2008

31.

To wszystko miało być zupełnie inaczej. Moje życie miało wyglądać zupełnie inaczej. Parę dni temu rozmawiałam z kimś, kto, tak mi się wtedy wydawało, uświadomił mi parę rzeczy o mojej osobie w ostatnim czasie. Trzeba coś robić, trzeba ruszyć dalej i zadbać w końcu o samą siebie. To sobie w końcu przy pomocy A. uświadomiłam. Przynajmniej tak mi się wtedy zdawało. Po tej rozmowie bardzo długo myślałam, całą noc o tym myślałam, układałam w głowie plan i wtedy mi się wydawało, że pojęłam co powinnam zrobić, że wiem, co będzie dla mnie najlepsze. Dopuściłam do siebie myśl, że powinnam wyjechać z miasteczka G., że tak naprawdę nic tu mnie nie trzyma, że tylko marnuje sobie tutaj życie nic nie robiąc. Należy stąd jak najszybciej wyjechać, zabrać chłopaków i wyjechać.
Doskonale wiem, że muszę rozegrać to jak należy: po kolei, bez pośpiechu, powoli i z rozmysłem, nie śpieszyć się. Najpierw muszę znaleźć taką pracę, z której będę w stanie się utrzymać, potem znaleźć jakieś małe i tanie mieszkanie do wynajęcia, urządzić się i się przenieść. Wszystko to brzmi bardzo pięknie i wydaje się takie proste.
No właśnie, ze mną jest taki kłopot, że dużo łatwiej mi jest o czyms pomyśleć, ułożyć sobie to w głowie, wymyślić i wyobrazić jak to powinno i będzie wyglądało, niż potem wprowadzić to w życie. Przeglądałam wczoraj nawet kilka ogłoszeń. Dobrze wiem, co chciałabym w zyciu robić, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie będę mogła tego robić. No więc co mogę robić? jaki zawód jestem w stanie wykonywać? nie wiem. Znalazłam parę ogłoszeń, które wydawały się być w porządku. Ale oczywiście nie spisałam żadnego adresu, maila, nie wykonałam żadnego telefonu. Dlaczego? bo się boję. Z całego serca chciałabym, ale się boję. Wiem, że powinnam, że muszę, ale paraliżujący strach tam w środku nie pozwala mi zrobić żadnego ruchu. Teraz mogę okłamywać samą siebie, mogę wmawiać sobie, że przecież nie mogę sie przeprowadzić, bo nie mam pracy. Dużo łatwiej jest nic nie robić i tylko wyobrażać sobie, jak to mogłoby być, żyć w świecie iluzji i wyobraźni. Łatwiej mi mieć marzenia niż skonfrontować je z rzeczywistością. Jeśli nie zacznę, nie spotka mnie porażka, a tego boję się najbardziej. Doskonale wiem, że jakbym zaczęła coś robić to nie byłoby już odwrotu, jeśli powie się "A", to potem należy powiedzieć "B", "C" i tak cały alfabet. To czasami jest cholernie trudne. Jeśli podejmie się jakąś decyzję, to trzeba być niestety konsekwentnym.
Wiem, że jak się stąd wyprowadzę to już tu nie wrócę. Nie mam do czego tu wracać, nie przyznam się do porażki. Nie dam satysfakcji niektórym ludziom. Zdaję sobie sprawę, że popełniłam duży błąd wracając tu 3 lata temu po skończeniu studiów. Teraz to bardzo wyraźnie widzę. Już 2 raz go nie popełnię. Z resztą nie wchodzi się 2 razy do tej samej rzeki. Ale patrząc z 2 strony zamierzam wrócić do Ł. City. Już sama się w tym gubię.
Nikomu jeszcze nie powiedziałam, że chcę wyjechać. Nie wypowiedziane nie istnieje. Powiedzenie o tym komuś by mnie w jakiś sposób zobowiązywało do dalszych kroków. A może też trochę boję się reakcji otoczenia. Będę musiała bronić własnego zdania, przekonywać wszystkich, że mam rację, że dobrze wiem, co robię. Tak, wiem, nie jestem asertywna i sama nie wiem, czy dobrze robię. Doskonale jednak zdaje sobie sprawę, że parę znajomych osób to przeczyta. Mam nadzieję, że zrozumieją, że dużo prościej jest mi to napisać niż wypowiedzieć.
Na razie "wymyśliłam", że poczekam z tym wszystkim do końca wakacji. Znając mnie to pewnie potem przełożę termin na koniec roku, a później do wiosny. I tak będę oddalała ten kamień milowy, że w końcu zostanę w mieście G. już na zawsze. Sama, samotna i nieszczęśliwa, ale "bezpieczna".

Brak komentarzy: