24 stycznia 2009

42.

Każdy z moich kotów mruczy inaczej. Bezbłędnie potrafię rozpoznać który to z nich.

Małe Czarne mruczy zawsze i wszędzie. Wystarczy go tylko dotknąć, albo na niego spojrzeć, a ten już zaczyna. Obciera się, rozkłada, żeby go głaskać i przy tym strasznie się ślini.

Gregor mruczy tylko wtedy kiedy ma nastrój i ochotę. Najczęściej wcześnie rano, albo późnym wieczorem, kiedy przychodzi do mnie do łóżka, by się pomiziać. Ale gdy już przystępuje do mruczenia, to robi to naprawdę głośno, że potrafi mnie obudzić, a wtedy zaczyna z wielką namiętnością obcierać się łebkiem o moją twarz.

A Pingi? On raczej nie domaga się, żeby go głaskać, nie zwraca na siebie uwagi głośnym miauczeniem. Jednak kiedy go dotknę to na początku zawsze powoli i dostojnie się przeciągnie, a za chwilkę zaczyna mruczeć całym sobą, z wielką rozkoszą przymyka oczy, a mruczenie nie wydobywa się mu z gardła, ale gdzieś ze środka, a później potrafi zalizać człowieka na śmierć.

No i uwielbiam ugniatanie, które towarzyszy mruczeniu każdego z chłopaków.

Brak komentarzy: